Pozorna pewność siebie, miękkie pochwały dla następczyni, przekonanie, że wszystko w było w porządku - dziś w rozmowie w radiu RMF z Konradem Piaseckim Sienkiewicz sprawiał wrażenie człowieka na niezłym kacu, nie tylko politycznym. Nic dziwnego - ilość wpadek, jaka przytrafiła się Sienkiewiczowi powaliłaby każdego. Najpierw zatrudnienie w urzędzie kontrowersyjnego działacza młodzieżówki PO, potem 11 listopada, gdzie cudem uniknięto ofiar, wreszcie afera taśmowa. Do tego kuriozalna obrona wygłoszona przez jego syna w stylu "Chwała nam i naszym kolegom" i kurczowe trzymanie się stanowiska.
Sienkiewicz jako szef MSW osiągnął niewiele. Ten były działacz opozycji demokratycznej (Ruchu Wolność i Pokój) milczał, gdy dziennikarze przedstawiali informacje o skandalicznych warunkach w ośrodkach dla uchodźców. Nie reagował na informację o kolejnych naudużyciach na komisariatach policji, również takich, które kończyły się śmiercią zatrzymanych. Ani razu nie umiał wziąć odpowiedzialności za swoje działania. Polskie służby nie znalazły ani jednego rosyjskiego agenta, choć Brytyjczycy zatrzymali aż dwustu. Po faszystów szedł, ale nie doszedł. Policjanci dalej nabijają sobie statystyki łapaniem ludzi z niewielką ilością marihuany.
Sienkiewicz okazał się ministrem zawiedzionych nadziei i straconych szans. Dlatego anonimowa absolwentka teologii, której Ewa Kopacz powierzyła stanowisko szefa MSW, Teresa Piotrowska startuje z czystą kartką. Nie jestem entuzjastą tej nominacji. Choć może skoro ekspert, z lekko arystokratyczną manierą się nie sprawdził, to może kandydatka partyjnych struktur poradzi sobie lepiej.
Teraz Sienkiewicz będzie miał czas na biesiadowanie. Pewnie obejmując następne państwowe stanowisko za ileś lat nie popełni tych samych błędów. Czego jemu życzę.