Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

ZAPOMNIANA ZBRODNIA NIEMIECKA W NATOLINIE

ZBRODNIE

ZAPOMNIANA ZBRODNIA NIEMIECKA W NATOLINIE
Aleksander Szumański
źródło: INTERNET



ZBRODNIA NIEMIECKA W NATOLINIE

Natolin - osiedle w warszawskiej dzielnicy Ursynów


„Kule podziurawiły go jak sito”. Relacje świadków niemieckiej zbrodni w Natolinie.

19 listopada 1939 roku gadzinowy „Nowy Kurier Warszawski” donosił na pierwszej stronie o rozstrzelaniu 15 Polaków, którzy rzekomo posiadali nielegalną broń lub dopuścili się „plądrowania”. Mężczyźni zostali zgładzeni w Natolinie. Byli jednymi z około 1500 ofiar niemieckich represji, które zamordowano w Warszawie i jej okolicach do końca 1939 roku.

Profesor Tomasz Szarota, jeden z najlepszych znawców tematyki niemieckiej okupacji i autor właśnie wydanej książki pt. "Zapomniana egzekucja, Natolin, listopad 1939" przybliża mord, którego ofiarą padł między innymi jego ojciec doktor Rafał Marceli Blüth. Znany przedwojenny literaturoznawca został skazany za rzekome ukrywanie broni. Była nią… maska przeciwgazowa.

Historyk podkreśla, że istnieje aż sześć relacji świadków na temat wydarzeń w Natolinie. To przypadek wyjątkowy:

  O żadnej innej egzekucji (oprócz mordu w Wawrze) dokonanej przez Niemców w Warszawie i okolicach w pierwszych trzech miesiącach okupacji, nie istnieje podobny zestaw świadectw naocznych świadków!).

Jedną z ofiar egzekucji w Natolinie był ojciec profesora Szaroty, Rafał Marceli Blüth.

Pomimo obfitości źródeł do dzisiaj nie udało się ustalić dokładnej daty zbrodni. Sam profesor Tomasz Szarota uważa, że dokonano jej 13 listopada, jednak przyznaje, że „bezpieczniej mówić, że nastąpiła ona pomiędzy 13 a 17 listopada 1939 r.”.

Pierwsze zeznania na temat losu ofiar zamordowanych w Natolinie złożył 16 maja 1946 roku gajowy Paweł Wernio. Mieszkał on wraz z rodziną tuż przy bramie wjazdowej do tamtejszego pałacu. To właśnie na terenie przylegającego do niego parku dokonano mordu. Mężczyzna relacjonował, że w 1939 roku w listopadzie o godzinie 12 w południe wracając z obchodu po lesie i parku Natolińskim, spotkałem koło domu, w którym mieszkam, dziesięciu Niemców, którzy kopali dół. Niemcy ci nosili zielonkawoszare ubrania i mieli na czapkach trupie główki.

 Zobaczywszy mnie, zaczęli krzyczeć i zagrozili mi karabinem, a gdy wytłumaczyłem im, że jestem gajowym, kazali mi wrócić do domu i nie wychodzić przez dwie godziny. Po chwili usłyszałem warkot samochodu. Stanąłem przy oknie, które wychodzi na bramę parku, tak że mogłem widzieć wjeżdżające samochody, jednakże wykopany przez Niemców dół znajdował się już poza polem mojego widzenia.

Przez okno widziałem, jak zajechał pierwszy samochód-buda. Wyskoczyli naprzód Niemcy również z trupimi główkami, zawołali „Raus” i wówczas z samochodu zaczęli wysiadać Polacy jeden za drugim; pierwszy był to wysoki student (nosił czapkę studencką).

Za im wysiedli następnie czterej. Wszyscy mieli ręce podniesione do góry. Dwaj z nich wyglądali na robotników, a reszta na inteligentów.

Po wyładowaniu całej piątki Niemcy pognali nieszczęśników pod lufami karabinów w kierunku wykopanego zawczasu dołu. Po chwili gajowy Wernio usłyszał „szereg wystrzałów, a następnie pojedyncze wystrzały z rewolweru”. Tak jak w przypadku innych egzekucji Niemcy zapewne dobijali rannych.

W czasie, gdy mordowano pierwszą grupę nadjechała druga ciężarówka z następną piątką więźniów. Podobnie, jak chwilę wcześniej również zapędzono ich na miejsce kaźni i rozstrzelano. W ostatnim samochodzie według gajowego znajdowało się czterech Polaków.

Łącznie mord trwał około godziny. Gdy Niemcy odjechali Wernio pobiegł na miejsce kaźni i zobaczył, że „dół był zawalony ziemią i przykryty liśćmi, aby zatrzeć ślady.

(…) stwierdziłem, iż trupy znajdują się pół metra pod powierzchnią ziemi. Drzewa naokoło, a właściwie naprzeciwko dołu były poprzestrzelane kulami i widać było łuski karabinowe.

Zeznania mężczyzny zasadniczo pokrywają się z relacjami innych świadków. Synowa gajowego Józefa Wernio podczas przesłuchania w lipcu 1971 roku stwierdziła jednak, że więźniów było łącznie 15 (tyle też ciał ekshumowano).

Kobieta zapamiętała również, że przed egzekucją jeden z nadzorujących ją oficerów odczytał wyrok śmierci. Scenę tę opisała także córka gajowego Stanisława Bocian, która akurat tego dnia odwiedziła rodziców. Według jej słów:

 Kiedy więźniowie wysiadali w kolejności z samochodu ciężarowego, jeden z Niemców miał w ręku listę, z której wyczytywał nazwiska więźniów i wyczytanym kazał odchodzić na bok.

Świadkami ostatnich minut życia skazańców były również Czesława Pietrzak i jej szwagierka Zofia Bednarowicz. Kobiety tego dnia wybrały się na grzyby. Jak podkreśla w swojej książce profesor Szarota to właśnie pierwsza z nich pozostawiła najdokładniejszą relację o przemarszu konwojowanych więźniów na miejsce kaźni.

W liście wysłanym 27 września 1971 roku do Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce (poprzedniczki IPN) pisała:

 Niemcy, byli tam i oficerowie, prowadzili główną drogą wjazdową do Natolina, pod karabinami wycelowanymi w jeńców, wystraszonych i półprzytomnych z przerażenia – szli ciężko, z ugiętymi w kolanach nogami i rękoma podniesionymi do góry (…).
Zamarłyśmy ze strachu na ten widok. Niemcy patrzyli na nas strasznie. Szybko uciekłyśmy, spodziewając się strzału do nas. Ukryłyśmy się w rowie pomiędzy krzakami.

Kiedy zdążyłyśmy się ukryć, nie więcej jak 2 do 3 minut rozległy się strzały, wiedziałyśmy, co się stało, w kilka sekund znów seria strzałów.

Jak się potem dowiedziałyśmy od Pana Wernio, który mieszkał przy bramie wjazdowej do Natolina, były to dodatkowe strzały do studenta w białej czapce, którego widziałam pośród prowadzonych. Student postanowił uciec i właśnie do niego były dodatkowe strzały, które podobno podziurawiły go jak sito.

Studentem tym był Aleksander Walasek. W 1945 roku, gdy po raz pierwszy otworzono grób pomordowanych, okazało się, że znajdowało się w nim 14 ciał. Próbującego uciekać młodego mężczyznę pochowano bowiem oddzielnie. Dokładnie tam, gdzie dosięgły go kule.

Na pierwszej stronie „Nowego Kuriera Warszawskiego” z 19 listopada 1939 roku wydrukowano  listę ofiar egzekucji w Natolinie

Drugi raz groby zostały otwarte w kwietniu 1971 roku. Przeprowadzono wtedy też ekshumację zwłok.

W sporządzonej później ekspertyzie Zakładu Kryminalistyki przy Komendzie Głównej MO, którą cytuje autor pracy "Zpomniana egzekucja, Natolin, listopad 1939", czytamy - stwierdzone na kościach uszkodzenia postrzałowe oraz pociski i łuski znalezione w mogile pozwalają na przyjęcie, że śmierć tych osób była następstwem zranień postrzałowych.

Rozmieszczenie i charakter uszkodzeń postrzałowych (otworów wlotowych) świadczy o tym, że strzały do tych osób zostały oddane z tyłu.

Jak podkreśla profesor TomaszSzarota ofiary w chwili śmierci stały lub klęczały „mając przed oczami swój przyszły grób, a pluton egzekucyjny ustawiony był za ich plecami”. W trakcie II Wojny Światowej podobny los spotkał setki tysięcy polskich obywateli, którzy padli ofiarami masowych egzekucji.

Bibliografia

Tomasz Szarota, "Zapomniana egzekucja, Natolin, listopad 1939", Bellona 2021.

Data:
Kategoria: Gospodarka
Tagi: #zbrodnie

Aleksander Szumański

Aleszum.blog - https://www.mpolska24.pl/blog/aleszumblog111111

Lwowianin, korespondent światowej prasy polonijnej w USA, Kanadzie,RPA, akredytowany w Polsce. Niezależny dziennikarz i publicysta,literat, poeta, krytyk literacki.
Publikuje również w polskiej prasie lwowskiej "Lwowskie Spotkania".

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.