Media na całym świecie dostały "trzęsiawki" bo miała się odbyć debata na której tworzy się historia.
Praktyczne debata pokazała że tworzy się histeria.
Od
początku było wiadomo że na takim widowisku można zobaczyć jedynie
sztukę której scenariusz pisały sztaby politruków z jednej i drugiej
strony.
Kogoś kto przypuszcza że kandydaci zaprezentowali tam
swoje osobiste poglądy śmiało można nazwać naiwniakiem lub politycznym
impotentem.
Ja nie przywiązuję żadne wagi do tego wydarzenia. Nie miało ono żadnego znaczenia.
To
dlatego młodzież z kampusu uczelni podchodziła do debaty obojętnie. To
co ich interesowało to znalezienie miejsca na parkingu które z
wiadomych przyczyn zostały zagarnięte przez uczestników i obserwatorów
debaty.
Media były jak w malignie. Ponad tysiąc dziennikarzy na sali tak jakby jeden nie potrafił zrozumieć.
Przecież reportaże mieli już wyszkicowane wcześniej a po debacie pozostało im tylko wstawienie paru "zingers" pani Clinton.
"Będę
brutalnie szczery, myślę, że wielu z moich znajomych nie jest naprawdę
zaangażowanych w w kampanię w ogóle" wyznaje Rawlings 23 letni
organizator młodzieżowy ", więc moja działalność polega na przeciąganiu
ich jestem czymś w rodzaju alkoholu na zachętę. Próbujemy zabawić się na
tej komedio".
Starzejący się "baby boomers" występujący w
debacie wydaja się mało istotni dla świata tych młodych ludzi
przypominający film na którym pokazują pojedynek " Buster Keaton
z Charlie Chaplinem. Być może było to dobre do śmiechu, ale to było
wszystko czego można od nich oczekiwać.
Myślę ze to właściwa pointa do tego wiekopomnego widowiska.