Tomasz Nałęcz w „Gazecie Wyborczej” o postulacie SLD likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej i obowiązku składania oświadczeń lustracyjnych.
Nałęcz: – IPN to potrzebna placówka, bo Polsce, a przede wszystkim polskiej lewicy, potrzebny jest rozrachunek z komunistyczną, totalitarną przeszłością. Również po to, by polska lewica była budowana na fundamencie tradycji Polskiej Partii Socjalistycznej, a nie partii komunistycznej.
Doradca prezydenta powiedział też, że nie rozumie postulatu SLD. Dodał, że pomysł lewicy jest wyłącznie deklaracją ideową SLD nawiązującą do tradycji PRL, kokietującą wyborcę PRL-owskiego.
- Likwidacja IPN nie jest dobrym pomysłem, a problem lustracji rozwiązuje biologia, bo coraz więcej osób nie składa w ogóle oświadczenia lustracyjnego. Już nawet sędziowie Trybunału Konstytucyjnego urodzili się na tyle późno, że nie podlegają lustracji – stwierdził.
Opinia Andrzeja Romanowskiego – profesora dr hab. UJ. Kierownika Katedry Kultury Literackiej Pogranicza PAN. W latach 1976-2002 stale publikował w „Tygodniku Powszechnym”, w latach 1990-2002 był członkiem jego redakcji.
Istota problemu IPN tkwi w ustawie o IPN (…) Unia jaką w Instytucie zawarły prawo karne i nauka historyczna okazała się katastrofą. (…) Historyk IPN-owski ma być czymś więcej niż historykiem, ma być kreatorem. Przecież wynajmuje się on do celów pozahistorycznych i pozanaukowych, a więc niezgodnych z jego zawodowym etosem. Staje się ekspertem w akcie oskarżenia, człowiekiem wypożyczonym przez prokuraturę.
Operując pojęciem „zbrodnia komunistycznej”, wprowadza IPN nierówność obywateli wobec prawa. A nierówność tę łatwo było pogłębić: nie tak dawno przecież był Instytut zbrojnym ramieniem jednej, rządzącej partii. Gdy bowiem rozpalał się konflikt między Wałęsą a braćmi Kaczyńskimi, służył IPN książką Cenckiewicza i Gontarczyka. Gdy ważyły się losy ustawy lustracyjnej, znajdował IPN kwity na dwóch sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Gdy Prezydent Kaczyński przyznał Krzyż Syberyjski Jaruzelskiemu, IPN oskarżył generała o „zbrodnię komunistyczną”. Gdy rektor Uniwersytetu Gdańskiego, prof. Andrzej Ceynowa, wynalazł fortel dla obejścia ustawy lustracyjnej, IPN odkrył, że coś on kiedyś podpisał.
IPN, to instytucja antypaństwowa, antynarodowa i antychrześcijańska. Antypaństwowa – bo nie da się jej pogodzić z demokratycznym państwem prawa, bo niszczy ona monteskiuszowski podział władz, bo jej prezes dostał prawo do ujawniania tajemnicy państwowej. Antynarodowa – bo lansuje wizję historii straceńczej, w której rzuca się na szalę samo istnienie narodu. Antychrześcijańska – bo „nie ma przebacz”: dawne winy nigdy nie mogą być odkupione. Dlatego Instytut musi być jak najszybciej rozwiązany. Pewne jest jedno. IPN kiedyś przeminie. Ale nie przeminie pamięć o instytucji, która historię stawiała przed trybunałem sprawiedliwości.
(Cytaty pochodzą z książki prof. Romanowskiego: „Wielkość i Upadek Tygodnika Powszechnego Oraz Inne Szkice” Kraków 2011)
Komentarz:
Gdy prof. Nałęcz robił karierę w PZPR, prof. Romanowski był odważnym, ideowym i bezkompromisowym antykomunistą, konspirował, pracował dla „Solidarności”, działał w Unii Demokratycznej, potem w Unii Wolności;
Gdy prof. Nałęcz robił karierę przy boku SLD, prof. Romanowski odważnie, z powodów ideowych i wyrzekając się kompromisów, na znak protestu przeciwko podpisaniu się przez UW pod ustawą o IPN, wystąpił z tej partii i zerwał z polityką;
Gdy prof. Nałęcz broni IPN, który zmaltretował moralnie i na polityczne zamówienie skrajnej prawicy usiłuje pohańbić gen. Jaruzelskiego, prof. Romanowski pryncypialnie broni generała i jego racji, upomina się publicznie o szacunek dla niego za to, co zrobił dla sprawy niepodległości Polski.
Tu profesor i tu profesor, a rzuca się w oczy pewna różnica.