Lata, kiedy ministrem sprawiedliwości prokuratorem generalnym był Zbigniew Ziobro, to najgorsze lata wymiaru sprawiedliwości od 1989 roku. Śledztwa polityczne, wszczynane na podstawie wymuszonych zeznań – jak w przypadku Barbary Blidy, bądź na podstawie układu z przestępcami którzy w zamian za łagodne traktowanie mówili, co prokuratorom akurat było potrzeba, ze swej istoty, z chorej filozofii myślenia o sprawiedliwości i dewiacyjnego działania, nawiązywały w istocie do najczarniejszych osiągnięć przedwojennej „Defy” (policja polityczna) czy powojennego X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Tamci niesławnej pamięci funkcjonariusze też zapewniali, że służyli Polsce i mają czyste sumienia.
Zbigniew Ziobro podobnych rozterek nie przeżywa. Nawet w takiej chwili, gdy cała konstrukcja, którą zbudował na śmierci Marka Papały leży w gruzach, gdy na oczach całej Polski dosięga go niebywała kompromitacja, on mówi, że właściwie nic się nie stało. Edward Mazur, rzekomy zleceniodawca tego morderstwa, o ekstradycję którego Ziobro jako minister sprawiedliwości RP występował do USA, nagle przekwalifikowany został przez swojego prześladowcę ze „zleceniodawcy” na „podżegacza”, a „zarzut podżegania, który jest zarzutem samoistnym i materiał dowodowy, na jakim on się opiera, nie musi mieć ścisłego związku z dowodami zebranymi w tej sprawie”! … Gdyby nie Ziobro to ten poziom blagi, zakłamania i cynizmu jaki on sobą reprezentuje nie występowałby w przyrodzie. Jeśli w ogóle jest jakaś miara cynizmu, to na pewno nie ma dla niej skali odpowiadającej braku skrupułów tego człowieka. Upewniam się tylko w przekonaniu, któremu już nie raz dawałem wyraz, że mówiąc kiedyś, iż Zbigniew Ziobro jest zerem, bardzo go przeszacowałem.
Warto pamiętać, że amerykański sędzia federalny Arlander Keys w blisko 70 stronicowym uzasadnieniu poddał miażdżącej krytyce wniosek Zbigniewa Ziobro o ekstradycję Edwarda Mazura. W wielu fragmentach sędzia ośmieszył polski wymiar sprawiedliwości, w innych wytknął zasadnicze błędy kompromitujące autorów wniosku. Sędzia był tak zdumiony poziomem argumentacji strony polskiej, że dorzucił wątek natury osobistej. Podkreślając, że w sprawach ekstradycyjnych decyzje zagranicznych rządów zasługują na szacunek wyjaśnił, że w ciągu 12,5 roku wykonywania swych obowiązków nigdy wcześniej nie odrzucił wniosku ekstradycyjnego, a nawet nie był bliski takiej decyzji. W przypadku Mazura nie mógł jednak wyjść naprzeciw oczekiwaniom polskiego rządu, gdyż „przedstawiony materiał dowodowy nie spełniał wymaganych standardów”.eys stwierdza, że to treść przesłanych z Warszawy zarzutów zdecydowała o odrzuceniu wniosku, a nie argumenty Mazura i jego obrońców.
Symptomatyczne są reakcje na te sensacyjne doniesienia ze strony poważnych publicystów. Właściwie tylko redaktor Sylwester Latkowski powiedział jasno, że śledztwo było tak kierowane, żeby uderzyć we mnie i w SLD. Inni jakoś stronią od tej konstatacji. Rozumiem więc, że Sojusz nie powinien oczekiwać słowa „przepraszam” na przykład ze strony Prokuratora Generalnego, który jest dziedzicem także tego wszystkiego, co pozostawił po sobie w prokuraturze Zbigniew Ziobro. Rozumiem, że Prokuratorowi Generalnemu jest trudno wypowiedzieć to słowo, bo on chyba najlepiej wie, że prokuraturę opanowała ciężka choroba – ziobrzyca, którą wiele prokuratorskich struktur i wielu prokuratorów ciągle jest zainfekowanych. To poważna przypadłość, którą nasze demokratyczne państwo nie potrafi jak dotąd skutecznie zwalczyć.