Swego czasu prezydent Kaczyński pytał groźnie ministra Sikorskiego czy zna Rona Asmusa. – Nie widzę związku ze sprawą tarczy antyrakietowej – odpowiedział szef dyplomacji. Powtarzam pytanie: czy pan zna Rona Asmusa? – Nie widzę związku. – Zna pan? – Zna go pani Fotyga, ja go też znam. – Proszę zaprotokołować: „Potwierdził, że zna Rona Asmusa” – powiedział prezydent.
Wczoraj Lech Kaczyński poparł treść listu autorstwa Rona Asmusa, podpisanego przez grupę polityków z Polski, Litwy, Łotwy, Rumunii i Słowacji. W tekście tym adresowanym do Baracka Obamy sygnatariusze trapią się, że Europa stała się regionem, o który Ameryka przestała się martwić. Stany Zjednoczone – napisano w liście – nie mogą o niej zapomnieć, muszą prowadzić zdecydowaną politykę wobec Rosji, a sprawa tarczy antyrakietowej jest testem wiarygodności Waszyngtonu. Podpisani pod listem politycy pchają prezydenta Obamę do pogorszenia stosunków z Rosją. Domagają się, aby USA traktowały Europę jak wasalne lenno zapominając, że ich państwa zorganizowane są w silny i bezpieczny związek Unii Europejskiej i należą do NATO.
Tak dziwacznego listu po 1989 roku jeszcze nie było. Nie tylko z powodu treści, ale także z uwagi na amerykański kontekst. Ron Asmus, który wymyślił i upowszechnił tą inicjatywę lideruje grupie demokratycznych jastrzębi niezadowolonych z polityki międzynarodowej prezydenta Obamy. Tarcza antyrakietowa to oczko w głowie tego polityka. Wizyta Obamy w Moskwie i widoczne odchodzenie od koncepcji tarczy pchnęły Asmusa do zorganizowania małej manifestacji. Jej wagę miały zwiększyć nazwiska z Europy, w tym Václava Havla, Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego.
Widać już, że nic z tego nie będzie. Akcja Asmusa nie robi na administracji Obamy żadnego wrażenia. Co najwyżej zdziwienie, że kilku europejskich polityków tak łatwo dało się wykorzystać do wewnątrzamerykańskich gier. W tym oprócz byłych polskich prezydentów, byli ministrowie: Adam Rotweld i Janusz Onyszkiewicz.